Dlaczego nie warto się obrażać?

Kluczem do rozwiązywania trudności w każdym związku jest otwarta rozmowa. A o tą trudno. Bywa, że mamy poczucie, że mówimy partnerowi o naszych potrzebach czy odczuciach, ale jego reakcja nas nie zadowala. A więc zamiast dalej próbować się porozumieć to odpuszczamy, albo co gorsza – obrażamy się.

Każdy zna to uczucie, kiedy pod wpływem usłyszanych słów w naszym ciele rozlewa się piekącą uraza i złość. Ale zamiast dać jej upust, unosimy się „godnością” i powstrzymujemy się od reakcji. W głowie huczy: Nie będę zniżać się do poziomu kłótni, nie będę z tobą dyskutować, w ogóle nie mamy o czym rozmawiać i tak nie zrozumiesz, skoro tak mnie traktujesz, to teraz ci pokażę.

Obraza bardzo często jest formą karania. Kiedy ktoś nas zrani, to zamiast przyznać otwarcie jak się w danej chwili czujemy, prowokujemy grę, której celem jest zmuszenie drugiej strony do przeprosin i do przyznania się do błędu. To może być także forma kary za to, że ktoś w ten czy inny sposób nie spełnił naszych oczekiwań. Obrażanie się jest o tyle okrutne i wyniszczające dla każdej relacji, iż nie pozostawia tak naprawdę miejsca na konstruktywne rozwiązanie sytuacji. Dodatkowo wzmacnia dystans pomiędzy obiema stronami, ponieważ osoba która poczuła się zraniona, pozbawia się możliwości, aby w szczery sposób oczyścić atmosferę i wspólnie dotrzeć do jakiegoś rozwiązania. Natomiast druga strona odczuwa, iż wymuszane są na niej przeprosiny, choć czasem nie wie nawet z jakiego powodu, co tylko wzmacnia niechęć i frustrację. Nikt nie lubi być manipulowany, ale często ulegamy tego rodzaju schematom i przepraszamy, gdyż wydaje się to być jedynym sposobem na to, żeby wreszcie wrócić do normalności. Ostatecznie jednak każda ze stron odczuwa niedosyt.

Niektóre osoby z pewną nawet satysfakcją kolekcjonują w pamięci urazy i przewinienia partnera. Zapisujemy sobie wspomnienia, dotyczące wszystkich tych momentów, kiedy dana osoba nas zraniła, dotknęła, uraziła, zawiodła. Możliwe, że kiedy przyjdzie odpowiedna chwila, posługujemy się tymi wspomnieniami niczym kartą przetargową, żeby uzyskać przewagę przy okazji kolejnego konfliktu. A możliwe, że nigdy się nie zdradzamy z tym, jak bardzo poczuliśmy się zranieni. W ten sposób nie ma w ogóle okazji do tego, żeby w jakiś sposób sobie wszystkie te urazy wyjaśniać. To nieuchronnie może doprowadzić do tego, że któregoś dnia ostatnia kropla goryczy przechyli czarę i nasz żal będzie już tak wielki, że nijak nie będzie możliwości na wybaczenie i naprawienia naszych kontaktów z drugą osobą. Taki zwrot wydarzeń może być zaskakujący dla drugiej strony, której nigdy o naszym żalu nie wspominaliśmy na bieżąco i która mogła sobie w ogóle nie zdawać sprawy, jak wiele nazbierała w naszych oczach minusów. A skoro nie zdawała sobie sprawy, to nie miała w ogóle możliwości, żeby jakoś temu zaradzić, coś zmienić czy naprawić.

Czemu tak wiele osób decyduje się na to, by pielęgnować swoją urazę w ciszy, zamiast wyrazić głośno  to, co czują? Często wynika to z obawy przed kłótnią. Czasem jednak nawet takie przykre wyładowywanie złości, może mieć o wiele lepsze znaczenie dla związków, niż cisza, która jednak pełna jest urazy, żalu i tłumionej niechęci. Najważniejsze, by po wybuchu złości i kłótni, kiedy emocje już opadną, wrócić jeszcze do tematu i już na spokojnie postarać się osiągnąć porozumienie.

Dodaj komentarz